O zawodzie nauczyciel przedszkola zajmuje się opieką nad dziećmi w wieku od 3 do 7 lat. Określenie âprzedszkolankaâ nie jest już używane, bo odnosiło się do osób, które ukończyły licea pedagogiczne lub studium nauczycielskie. Dawniej z powodu deficytu na pracowników z wyższym wykształceniem takie osoby były często zatrudniano. Głównym zadaniem nauczyciela przedszkola jest przygotowanie dziecka do podjęcia nauki w szkole czyli powinien on rozwijać u swoich podopiecznych tzw. dojrzałość szkolną dotyczącą sfery umysłowej, fizycznej, emocjonalnej i społecznej. Nauczyciel przedszkola powinien czuwać nad prawidłowym rozwojem każdego dziecka i w przypadku zauważenia nieprawidłowości (lub faktu przejawiania w jakimś kierunków niezwykłych talentów) powiadomić rodziców. W ramach swoich obowiązków nauczyciel przedszkola prowadzi zajęcia z wychowania zdrowotnego (np. ćwiczenia gimnastyczne, zabawy ruchowe), wychowania umysłowego (np. nauka wierszyków i piosenek), wychowania technicznego (np. zabawy plasteliną, konstrukcje z klocków), wychowania estetycznego (np. rysowanie, malowanie), wychowania moralno-społecznego (np. wyrabianie samodzielności w codziennych czynnościach, nauka zabawy z innymi dziećmi). Praca ta ma charakter samodzielny, choć grupy mogą być prowadzone przez dwóch wychowawców. Cechą podstawową, którą powinien posiadać nauczyciel przedszkola jest łatwość w nawiązywaniu kontaktu z dziećmi. Odpowiednie podejście ma korzystny wpływ na rozwój dzieci. Inne ważne cechy wychowawcy to: cierpliwość, opanowanie, spostrzegawczość, podzielność uwagi połączona z umiejętnością koncentracji. Przydatna jest też dobra pamięć oraz umiejętność łatwego i prostego budowania wypowiedzi w taki sposób, by dzieci nie miały kłopotów ze zrozumieniem. Na pewno mile widziane są umiejętności wokalno-muzyczne, artystyczno-techniczne, wyobraźnia czy twórcze. Nauczyciel powinien stanowić wzór dla swoich podopiecznych. Musi być świadomy, że w jego gestii leży prawidłowy rozwój dzieci â fizyczny, umysłowy i psychiczny. Zarobki nauczyciela przedszkola Nauczyciel w przedszkolu nie może liczyć na wysoki zarobek. Stażysta zatrudniony w przedszkolu publicznym może zarobić ok. 1400 zł brutto za miesiąc pracy. Pensja rośnie wraz ze zdobywaniem kolejnych stopni rozwoju zawodowego. W przedszkolach prywatnych zarobki są z reguły również:Nauczyciel przedszkola - jak zostaćNauczyciel przedszkola - własna firmaPoczątkujący nauczyciel, mężczyzna, łódzkie „Myślę, że przede wszystkim nie przygotowują z wiedzy praktycznej, jak to jest, nie wiedziałam, ile jest godzin w etacie, nie wiedziałam Przedszkolanka czy nauczycielka przedszkola? Kiedy ktoś pyta mnie jaki jest mój zawód, odpowiadam, że jestem nauczycielką. Wszak w umowie o pracę widnieje: “zatrudniona na stanowisku: nauczyciel”. Gdyby jednak spytać znajomych lub rodzinę, większość z nich powiedziałoby bez wahania, że jestem przedszkolanką. Ten termin budzi w środowisku nauczycielskim (i nie tylko), sporo emocji. Dlaczego? Przedszkolanka czy nauczycielka przedszkola? Fachowo i profesjonalnie, nasz zawód to nauczyciel. Nie ulega to wątpliwości. Fachowo i profesjonalnie, zawód tych wszystkich, którzy trudzą się przy komputerach to… nie mam pojęcia co! Jest tyle różnych stanowisk, profesji i nazw zawodów, z reguły obcojęzycznych, szczególnie w branży IT, że nie sposób ich zapamiętać. Ba, ciężko czasem zrozumieć na czym do końca polegają. Skąd wiem? Cały czas nie umiem nauczyć się, gdzie pracuje mój brat. Więcej – nie do końca wiem co robi, ale to na pewno coś bardzo ważnego! Wrzucamy więc do jednego worka tych, którzy wykonują pracę odtwórczą i przepisują kody (nie mając żadnego wykształcenia w tym kierunku) i tych, którzy pięć lat pocili się na studiach, zdobywali języki i poznawali tajniki programowania. Informatycy. Tak najłatwiej ich określić. Nikt się nie obraża. Nauczyciele i nauczycielki pracują w różnych miejscach i jeśli chodzi o ich pensje, zdobyte wykształcenie, nie dzieli ich aż tak wiele. Przeważnie pracujemy na takich samych umowach, a wynagrodzenie odbieramy na podstawie tej samej tabeli. Nauczycielki przedszkola dorobiły się jednak własnego tytułu – przedszkolanka. Nie ma podstawówianek, gimnazjanek i liceanek (jak to dziwnie brzmi!) – ale przedszkolanka jest i brzmi całkiem normalnie. Czemu nauczycielki przedszkola często oburza fakt nazywania ich przedszkolankami? Termin brzmi dość infantylnie i pierwsze skojarzenie jakie się nasuwa to mała dziewczynka w dwóch kucykach z kokardką. Niemalże wychowanka przedszkola. Druga rzecz, przedszkolanka wybrzmiewa co nieco jak tytuł osoby bez wyższego wykształcenia. A przecież bycie nauczycielem to wiele więcej niż tylko opieka. To planowanie skomplikowanego procesu, który, o ile jest dobrze zaplanowany, zmienia życie małego człowieka. Nauczycielka przedszkola Nauczyciel to już inna bajka. Nauczyciel uczy, a ten kto uczy z założenia jest kimś wartościowym, ma coś do przekazania. Termin należy do tej samej rodziny wyrazów co sama nauka, a ta już brzmi dumnie. Nauczyciel wyznacza też ważną funkcję – nauczanie, a nie opiekę i niańczenie, nie podcieranie nosków i picie kawy, patrząc zza gazety, by dzieci się nie pokiereszowały się zanadto. Jakie z tego wnioski płyną? Termin przedszkolanka przegrywa z nauczycielką przedszkola pod względem czegoś na kształt prestiżu. Może to urażać. Tylko kogo i dlaczego? Wydaję mi się, że to wynik pewnego rodzaju kompleksu i frustracji, spowodowanej tym, że nauczyciel nie ma takiego szacunku jak dawniej. Nie jest to pozycja prestiżowa, nie jest fenomenalnie płatna, a studia nie są najbardziej wymagające. I choć w pracy dokonuje się cudów i zmienia świat na lepsze, nauczyciel nie zawsze stanowi dla kogokolwiek autorytet. Przedszkolanka czy nauczycielka przedszkola? Mnie “przedszkolanka” nie uraża. Więcej – totalnie obojętne mi czy ktoś nazwie mnie przedszkolanką czy nauczycielką przedszkola w codziennej sytuacji. To, na co zwracam uwagę, to prawidłowe tytułowanie w sytuacji np. publikacji w gazecie czy książce – robię to z uznania dla tych, których “przedszkolanka” uraża. A to moje myśli w sprawie: Ludzie używają tego terminu z wygody. Chcąc komuś przekazać jak najzwięźlej informację o zatrudnieniu nauczyciela w przedszkolu, funkcję spełnia jedno słowo: przedszkolanka. Więc to nie chęć wytykania niskiej rangą funkcji, a zwykła ekonomia w użyciu słów. Z tego samego powodu używamy zdrobnień np. Zakładając, że ktoś naprawdę myśli, że moja praca polega na piciu kawki, kolorowaniu rysunków i czuwaniu nad dziećmi z telefonem w ręce, niech nazywa mnie sobie jak chce. Czy będę dla kogoś przedszkolanką czy nauczycielką przedszkola – nie to czyni mnie profesjonalistą w swoim fachu. Mam wiedzę, pasję i doświadczenie. Kto umie to dostrzec, dostrzeże i dowiem się o tym inaczej niż przez odpowiednie nazywanie zawodu. Nie to, jak nazywają moją profesję inni sprawia, że uważam ten zawód za wartościowy, ważny i mający realny wpływ na rozwój świata. Bardzo nie lubiłam tego, że w liceum moi nauczyciele kazali zwracać się do siebie per “profesor”. Żaden z nich nim nie był. Ba! Żaden z nich nie był blisko. Poza tym kultura wymaga zwracać się do dorosłych per Pan/Pani i uważam, że to już wystarczy. Bardzo za to doceniałam to, gdy profesorowie na studiach (nie wszyscy, wiadomo), zaznaczali, że forma jest dla nich obojętna, o ile nie mówimy na Ty 🙂 I konkluzja: to nie doda nam autorytetu czy prestiżu, gdy ludzie zaczną nazywać nas nauczycielkami. To będzie prestiż, gdy zaczną poważać przedszkolanki. Przedszkolanka czy nauczycielka przedszkola – skąd te nerwy? Uważam, że ludzie stają się wrażliwi na tytuły, gdy nie czują się dostatecznie szanowani, ważni lub docenieni. Bo gdy ktoś zna swoją wartość, to (pod warunkiem, że się kogoś wprost nie obraża), co za różnica, jak ktoś nas nazywa? Mówimy: Dziecko chodzi do logopedy. A w istocie może to neurologopeda ( 2 lata więcej studiów, na 2 razy wyższym poziomie, za 2 razy wyższą cenę). Mówimy: Informatyk. Jeden podłącza drukarki, drugi pisze programy lub robi rzeczy, których nawet nie umiem nazwać. Ot, obaj robią ważne rzeczy. Kosmetyczka i kosmetolożka. Fryzjerka i stylistka. Ochroniarz i portier. Mówimy, bo tak wygodniej i tak się przyzwyczailiśmy. Z tego względu wydaję mi się, żeby wrzucić na luz i nie wyciągać większych wniosków z nazewnictwa, bo to jaki jest prestiż naszego zawodu wynika z tego, jakie jesteśmy i jak pracujemy. Nic temu nie umniejsza. Odetnijmy się od ocen innych raz a dobrze. Takie jest moje zdanie. Ale każdy ma prawo określi swoje granice. Spodziewam się, że wiele osób myśli inaczej. Chętnie się dowiem 🙂 Pani MoniaMonika Sobkowiak - jestem nauczycielką, neurologopedą, autorką gier i książek dla dzieci, rodziców i nauczycieli. Od lat pracuję z dziećmi i dzielę się wiedzą oraz doświadczeniem z rodzicami i nauczycielami. A dziś – mam przyjemność gościć tutaj Ciebie!
Minister nie dotrzymał słowa , nie będzie tak dużych podwyżek jak obiecywał !! A jaka jest opłacalność pracy w szkole np nauczyciel kontraktowy 1375 zł za etat 18 godz. ale praca w jednej szkole 9 godz. i w drugiej 10 godz a każda
Jakiś czas temu przeczytałam artykuł o, najpewniej celowo brutalnym tytule „Wyznanie przedszkolanki: Rodzice są jak rozpieszczone bachory i zrzucają wychowanie dzieci na nas”. Żeby było lepiej link do wpisu nazywa się „bo-dziecko-zgubilo-spinke-bo-corka-miala-mokre-majtki-wspolczesni-rodzice-do-reszty-zwariowali”. Wiedziałam, że muszę to przeczytać, więc cel autora został osiągnięty. Miałam jednak nadzieję na debilny tytuł, lead i miałką treść. Co mnie tam zastało? Dwa miesiące czekałam z odpowiedzią na ten tekst. W mojej głowie zrobił ślad, wyrwę. Ku memu przerażeniu udostępniła go masa mam! Zanim zaczniemy analizę, zapoznajcie się proszę z tekstem —> >KLIK< Opowieść zaczyna się od wyliczenia przez panią przedszkolankę swoich 'skillów’: „Potrafię pracować z każdym z nich, bo wbrew pozorom jedyne czego im trzeba to poświecić trochę czasu, uwagi i być wrażliwym na indywidualne potrzeby. Z czasem można wypracować wiele rzeczy i osiągnąć prawdziwe porozumienie i współpracę.” Nie może być, chce się krzyknąć! Umie pani wykonywać swoją pracę. No ekstra! Bardzo się cieszymy. Niestety zdanie później, ta pewność znika. „Niestety, o rodzicach przedszkolaków nie da się powiedzieć tego samego, są jak rozpieszczone bachory.” Tekst jest pisany przez nauczycielkę? Taką, która realnie zajmuje się dziećmi? Pracuje z rodzicami? Ale co tam jedno zdanie. Pani zabawiła się w surfera i popłynęła na fali gniewu i fejmu w Mamadu. „Stwierdziłyśmy ostatnio na spotkaniu koleżanek po fachu. Niektórzy rodzice uważają nas za niekompetentne, przypadkiem znalezione panie, pijące kawę przy biurku, które od czasu do czasu podetrą dzieciakom tyłek i zaproszą do zabawy w „Starego niedźwiedzia”. Inni patrzą ze zdziwieniem i zagubieniem w oczach, bo dla nich ogarnięcie jedynaka jest kosmosem, a co dopiero codzienna praca z kilkudziesięcioosobową grupą kilkulatków. Jeszcze inni mają wszystko w nosie, bo zwyczajnie brak im czasu na tak prozaiczne sprawy jak wychowanie dziecka i poświęcenie mu czasu. Jednak bez względu na to, do której grupy zaliczymy przedszkolnych rodziców, ich cechą wspólną są wielkie wymagania i moc pretensji.” Teraz wstańmy, weźmy się za ręce, i zapłaczmy śpiewając „dziś prawdziwych rodziców już nie ma…” No przynajmniej w opisie pani nauczycielki. Są albo infantylni, zapracowani, olewający lub nieumiejętni. Smutek, wielki smutek. Od razu chce mi się odpowiedzieć, kim dla mnie jest nauczyciel wychowania przedszkolnego, ale zostawmy to na koniec. Teraz moja “ulubiona” część – wyliczanka: 1."Bo dziecko znowu zgubiło spinkę (co za niedobra pani, która pozwoliła dziecku na swobodną zabawę bez dopilnowania misternej fryzury ułożonej przez mamę w domu)." Zrobiłam wywiad wśród mam, czy choć jedna awanturowała się o spinkę. Chętnych brak. Przyznały się zaś, że niosą więcej, jakiś takich hm-oskich, żeby był zapas. Co więcej, razem odkryłyśmy tajemną prawdę ta da da dam… spinki się gubią! Wszędzie. Notorycznie. Żyją w jakimś spinkowym raju (pewnie pod łóżkiem) i uparcie znikają. Nie sądzę, żeby jakakolwiek mama wojowała o spinkę, a jeśli tak to na pewno należy do mniejszości. Inna rzecz, to włosy w jedzeniu, włosy posklejane, włosy wszędzie… Ale to raczej kwestia wypracowania schematu. 2. "Bo na majtkach córka miała dwie mokre kropki nie dopilnowano jej w toalecie (cóż z tego, że zauważono je dwie godziny po wyjściu z przedszkola, na pewno stało się to w przedszkolu i to wina wychowawczyni)" Ta część jest raczej w ogóle nieśmieszna dla większość mam córeczek. Nie wgłębiając się zanadto, każda mama powie, jak wrażliwe są intymne strefy małych dziewczynek. Czasami te „dwie kropelki” to odparzenie na tydzień lub inne stany zapalne, grzybice czy cuda na kiju. W naszym p-kolu była dziewczynka, która miała problem z nerkami. Dla niej 'siusiu’ musiało odbyć się w danej sekundzie, a po każdej kropelce mateczki musiały być zmienione. To nie „przewrażliwienie”! To łzy dziecka, które potem cierpi przez Twoje olewanie obowiązków, pani nauczycielko. Nie dość, że powinnaś pomóc maluchowi (szczególnie w grupie 3-latków) w obsłudze toaletowej, to również uczyć i edukować, szczególnie małe dziewczynki, jak właściwie się podcierać, jak zadbać, żeby tej 'kropelki’ nie było. Sama jesteś kobietą, więc powinnaś wiedzieć! 3. "Synek zaczął mówić brzydkie słowa - gdzie on się tego nauczył, u nas w domu się tak nie mówi (wiadomo - w przedszkolu od pani wychowawczyni).” Gdybym była niemiła, to śmiało bym orzekła, że to Twoje zaniedbanie wychowawcze. Mój syn lat 7 nie przyniósł z przedszkola żadnego brzydkiego słowa. Córka również. Panie umiały tak rozmawiać i prowadzić swoje zajęcia, że dzieci nie przeżyły fascynacji z wulgaryzmów. Albo jeśli ją mały, to najgorszym słowem, jakie słyszałam były „pierdy i dupy” ;). Jakkolwiek by nie było, zastanawiam mnie mocniej Twoja interpretacja. Kiedy rodzic Ci mówi, że jego dziecko nauczyło się w przedszkolu brzydkich słów, Ty myślisz, że oni komunikują Ci, że nauczyło się ich od Ciebie? Tak wynika z Twojego opisu… Bo mi się wydaje, że oni starają się Ci nakreślić problem, żebyś – jako nauczyciel – mogła tę sprawę w grupie przepracować. Proponując np. przeczytanie książki Michała Rusinka „Jak przeklinać? Poradnik dla dzieci„. Nie dość, że mielibyście niezły ubaw, to z 'kur’ dzieci przełączyłyby złość na kreatywność (do książkowych propozycji- „O, oskoma!” albo „Pucho marna!”, czy „Wydzimdzirymdzi”? dołączyłyby szybko wasze własne 'przekleństwa). 4. "Miał być angielski, a syn nie zna jeszcze ani jednego słowa po angielsku (jest 3 września!!!!!!!!). Pani nie powiedziała nam o festynie/ Dniu Matki/ Jasełkach (A plakat w korytarzu? Ogłoszenie na tablicy dla rodziców? Informacja na zebraniu? Strona internetowa? Facebook? Pozostaje chyba tylko zainstalować neony i wysyłać polecone)." Gdyby jedynym punktem życia rodzica było zaprowadzenie jednego dziecka do przedszkola, ten rodzic uczyłby się tablicy i jadłospisu na pamięć. Jako że większość rodziców pracuje, ma więcej niż jedną pociechę i wszystko robi w pędzie, nie zaszkodzi jak z życzliwości przypomni się mu o wyjątkowych okazjach. Można też poddać rodzicom pomysł, który 'wymyślił’ mój mąż – wpada, rozbiera dziecko i… robi zdjęcie telefonem dla tablicy. Potem wysyła mi i tak oto dwoje rodziców ma miesięczny plan zajęć dziecka. 5. “Zostawiam na półce ubrania na zmianę, jak będzie powyżej 15 stopni to proszę założyć różowe spodnie i do tego bluzkę, jak powyżej 20 to niebieskie legginsy, a jak będzie padać, to córka ma tam takie granatowe i do tego zielony sweterek. I zostawiam kremik z filtrem i kapelusik, gdyby wyszło słoneczko (jasne, będę biegać z termometrem po dworze i zajmować się przebieraniem dziecka, co tam reszta grupy, zajęcia i obowiązki).” Droga pani wychowania przedszkolnego, to jest słaby punkt systemu. Z jednej strony rozumiem Was – macie stado dzieci i wyjście z nimi to zapewne niemała 'atrakcja’. Z drugiej strony dzieci mają przeróżne potrzeby i umiejętności. Atopicy mogą potrzebować kremu na mróz. Koniec kropka, trzeba zapamiętać. Większość dzieci lat 3, nie ma jeszcze ogarniętego poczucia komfortu termicznego i nie powie, że jak zapomni pani mu zdjąć 3 par rajstop i spodenek, to ono się gotuje i to dlatego jest takie marudne. I tak, to jest Twój obowiązek, żeby ubrać dziecko na podwórko w sposób, przynajmniej w miarę adekwatny do warunków pogodowych. Rano, kiedy rodzic prowadzi dziecko, może być obecnie -2C, zaś w południe 10. Logiczne, że rodzic chciałby, żebyś nie ubierała dziecka jak na -2. Wiem, że to trudne, ale tu również są sposoby na rozwiązanie konfliktu, a nie wyśmianie rodzica. Można rozmawiać z dziećmi o ich komforcie cieplnym – na przykład poprzez zabawę w ubieranie ciepłych kurtek wewnątrz budynku z pytaniem – czujesz jak teraz jest Ci gorąco? Co powinieneś zrobić? A potem rozbieranie do majteczek z pytaniem – czujesz zimno? Co robimy kiedy jest zimno? Spokojnie dzieci załapią. Rodzicom zaś warto wyjaśnić na początku, jak będzie wyglądała sprawa ubierania dzieci na podwórko, a potem wystarczy przypominać. Wiem, że niektóre mamy zabierają dzieciom kurtki/kombinezony, w których dzieci szły rano, i zostawiają taki strój, który będzie stosowniejszy w południe. Są przedszkola i rodzice, umówieni na schemat kombinezonów na plac zabaw. Ta opcja świetnie rozwiązuje dylematy, bo dzieci ubrane są tak samo – legginsy/rajty, bluza/bluza i na to kombinezon przeciwdeszczowy (czy ocieplany). Tak czy siak, choć sprawa jest trudna, zalecam dialog, a nie prześmiewanie. 6. "Syn nie może jeść nabiału, glutenu, orzechów, czekolady, pomidorów i jajek. Nie, nie robiliśmy testów, ale to na pewno alergia (nie lepiej najpierw zrobić testy i skonsultować się z lekarzem?)." Smutek. Po prostu smutek. Tak, to ja, rodzic decyduję o tym co je moje dziecko. Tak, to ja obcuję z nim na co dzień i znam jego reakcje na pewne produkty. Uwierz mi, nie potrzebuję pytać lekarza o alergię, jeśli widzę po którym produkcie ma wysypany tyłek albo mierzę się z bólami brzucha mego płaczącego dziecka. A nawet jeśli mam takie widzimisię czy światopogląd, to Ty nie jesteś od tego, żeby mnie oceniać. Ty jesteś od tego, żeby ewentualnie zaproponować mojemu dziecku alternatywny posiłek lub orzec, że mam przynosić jedzenie sama. Ale nie jesteś tu od oceniania moich pobudek. 7. “Na urodzinach u jednej dziewczynki z grupy córka została źle potraktowana, na pewno pani w przedszkolu nastawia dzieci przeciwko niej (no comments).” Znowu wychodzi Twój problem pani przedszkolanko. Czy rodzic Ci powiedział, że to Ty nastawiasz dzieci, czy dopisałaś to sobie sama? I owszem, relacje między dziećmi są dla nich poważną sprawą. Powinnaś to wiedzieć jako nauczyciel! Są także ważne dla zaangażowanych rodziców, którzy chcą od Ciebie zaczerpnąć informacji o procesie socjalizowania ich dziecka. Ty także powinnaś być zaangażowania w te 'mini tragedie’, dając wsparcie każdej ze stron. Bo jeśli ta dziewczynka poskarżyła się rodzicom, to znaczy że coś ją zabolało. Że było jej przykro. Być może poczuła się odrzucona. To Twój obowiązek, wyjaśnić jej tę sytuację. Porozmawiać o emocjach, relacjach. Być może w jej domu nie ma nikogo, kto w tej sytuacji może jej pomóc. Jesteś nauczycielem, przewodnikiem. Choć chyba zapomniałaś o tym jakiś czas temu… 8. “Bo pani nie zapytała o imię przytulanki, nie przykucnęła przy synku w szatni i dlatego był niegrzeczny (serio??!!??!!).” Serio. Co w tym dziwnego? Uczą Was tam w tych szkołach choć podstaw psychologii? Tak, olałaś go, zlekceważyłaś, co ma Ci do powiedzenia, przekazania, więc był zły, smutny, porzucony. Tak, to mogło wpłynąć na jego zachowanie. Serio tego nie wiesz? To raczej załamujące jest… Podsumowanie artykułu skupia się na roszczeniowej postawie rodziców, którzy (jakoś musi bardzo to boleć nasza panią przedszkolankę) „wymagają od nauczycieli bardzo dużo, w zamian nie dając nic, nie pamiętając o wydarzeniach przedszkolnych, nie zapamiętując nawet imienia wychowawczyni dziecka”. Ktoś pani w dzieciństwie nie dał zbyt dużo uwagi i obrywa się „paskudnym rodzicom”. Pani podsumowuje: Nie wiem, czy nadal chcę być nauczycielem. Nie dlatego, że dzieciaki są złe, ale dlatego, że nie mam już siły „walczyć” z ich rodzicami. I serio myślę, że dla dobra dzieciaków, nie rodziców, byłoby lepiej, żeby poważnie pani przemyślała tę kwestię. A wraz za naszą “przykładową” panią wszystkie inne osoby o podobnym myśleniu. Naprawdę nie musicie być nauczycielami wychowania przedszkolnego. Śmiało, można się przebranżowić, to żaden dramat. Pomyślcie o fotografii, kursie gotowania czy innej pasji. Bo jeśli macie „walczyć” z rodzicami to na starcie jesteście na przegranej. Z nami nie trzeba walczyć, serio. Dlaczego z rodzicem nie warto walczyć? Teraz zdradzę Wam, moje czytelniczki prawdziwy cel tego wpisu. Zagląda tu wiele nauczycielek wychowania przedszkolnego, które czasami mogą mieć nastawienie jak autorka wpisu o „roszczeniowych rodzicach” i chciałabym w imieniu naszym, rodziców podać im przekaz, ten prawdziwy, płynący z serca rodzica. Drogi nauczycielu, Kiedy prowadzę do Ciebie swoje dziecko po raz pierwszy, jestem przerażona. Nie znam Cię ani trochę, a za chwilę powierzę w Twoje ręce mój największy skarb. Nieporównywalny do żadnego porsche czy diamentów. Oddaję w swoje ręce część swojego życia, duszy i serca. Przez te 3-4 lata opiekowałam się tym maleństwem jak maleńką rośliną. Nosiłam, tuliłam, gładziłam. Wstawałam w nocy, gdy tylko zakwiliło. Znałam każdy pryszczyk i włosek na jego ciele. Przez długi czas był centrum mojego wszechświata. Kiedy upadał, robiąc pierwsze kroki, byłam w pobliżu. Gdy wymiotował całą noc, zmieniałam pościel i piżamki po sto razy. Jak się przewrócił i poobijał, dmuchałam, całowałam i naklejałam sto plasterków. Tysiące słów, rozmów o emocjach, marzeniach, jak i większych problemach. Budowania pomostu między dzieckiem a światem. Troski, opieki, wsparcia. Wszystko to robiłam starając się wychować go na wspaniałego człowieka. A teraz oddaję go Tobie. I nie wiem nawet, kim Ty jesteś? Czy postawisz go na karę za to że się pobrudził przy jedzeniu, a on nie zrozumie, bo za to kar nie było? Czy podmuchasz paluszek, jak pojawi się kuka? Przytulisz, kiedy będzie płakał, tęsknił, lub się zezłości? Czy dasz mu komunikat, że miejsce w którym się znajduje, jest choć w połowie tak bezpieczne jak dom? A może właśnie zbagatelizujesz jego problemy, dylematy i marzenia? Może nauczysz, że obcym dorosłym nie można ufać i nie ma czego oczekiwać od nich przychylności, bo to nie ich chęć czy pasja, a praca, której może nawet nie lubią. Czy rozumiesz, drogi nauczycielu, że często spędzasz z moim dzieckiem więcej czasu niż ja? 8 godzin pracy + dojazdy. Zostaje około 2-3 godziny, w których przydałoby się, żebym coś robiła w domu, ale często olewam te prace, przesuwając je na godziny nocne, żeby pobyć choć trochę z moim dzieckiem. Jednak większość należy do Ciebie. I to jest chyba najbardziej przerażające! Masz ogromny wpływ na rozwój mojego dziecka, a potencjalnie, nawet go nie lubisz! Mnie uważasz za wariata, bo przyniosłam dziecku kremik, dodatkowe gacie i zapytałam o spinkę. A ja nie zrobiłam tego, żeby uprzykrzyć Ci życia. Nie dlatego, że jestem roszczeniowym bucem. Zrobiłam to dlatego, bo – jak mogę – chcę upewnić się czy należycie dbasz o moje dziecko. I kiedy mówię Ci, żebyś zwrócił uwagę na „2 kropelki” na majtkach mojego dziecka, to nie dlatego, że Cię sprawdzam lub nie lubię. To dlatego, że wieczorem przy myciu słyszałam krzyk mojego dziecka. A potem więcej łez i płaczu, kiedy smarowałam delikatne okolice kremem. Więc następnego dnia mówię Ci, żebyś uważał. A Ty spotykasz się na kawce z koleżankami i omawiasz jakim jestem dziwakiem. I to mnie przeraża. Pomyśl czasem. Zastanów się, spójrz mi w oczy. Masz w rękach mój największy skarb. Twoim zadaniem jest się o niego troszczyć możliwie najlepiej. Więc nie patrz na mnie proszę jak na wroga, czy osobę z którą trzeba walczyć, a na partnera. Ufam Ci. Codziennie zostawiam z Tobą swoje dziecko, wierząc, że Twoje intencje są dobre. Chcę współpracować i ułatwić Ci Twoje zadanie. Jestem wdzięczna za to, co robisz. Więc nauczmy się rozmawiać jak partnerzy. ____________________________________________ Cieszę się, że natrafiłam na ten wpis niedawno. Bo kiedy przeczytałabym go, zanim posłałam dzieci do szkoły, byłabym przerażona. Szczęśliwie los był dla nas łaskawy i zarówno Maksymilian jak i Lenka miał/ma cudowne, troskliwe panie. Maks uwielbia i odwiedza swoją ukochaną panią P. nadal i zawsze kończy się to wzruszeniem i wyznaniami, że on już do szkoły nie chce chodzić i wraca do przedszkola. Planuje także spędzić tam ferie (nie wiem co na to panie ;)). Lenka również ma przekochane wychowawczynie, który nie wyśmiałyby mnie za spinkę i majteczki. Przez rok prowadzałam moje dziecko rozczochrane, bo jedna z pań czesała maluchom takie fryzury, że rozważałam powierzenie jej oprócz dziecka, swoich włosów ;). Lenka tak uwielbia swoje przedszkole, że problem mamy odwrotny – codziennie nie chce wracać do domu. Wtedy czuję się pewnie jako rodzic. Widzę także rozwój swojego dziecka, tematy podejmowane przez panie (szczególnie w starszakach u Maksa, doceniałam wszystkie mądrości i nauki, które przekazywała im pani z życia w społeczeństwie, geografii, biologi czy historii). Więc rodzice maluszków, nie podłamujcie się takimi 'listami przedszkolanki’. Są pedagodzy, którzy lubią i szanują swoją pracę, Wasze dzieci i także Was. I można śmiało powierzyć im nasze perełki :). The End Udostępnij ⇓ ⇓ ⇓
Słownik definicji przedszkolanka. W naszym słowniku znaczeń wyrazów i definicji występują liczne przykłady definicji słowa przedszkolanka. Znajdziecie tutaj spory spis różnych krótkich, a także sporo długich definicji opisujących słowo przedszkolanka.Wybierz poziom edukacji: Wybierz tematykę: Sortuj według: Rozwijanie kompetencji i zainteresowań czytelniczych dziecka w wieku przedszkolnym Wychowanie przedszkolne Ekspert Aneta Konefał Premiera godz. 08:00 Nowy arkusz do badania gotowości szkolnej dziecka Wychowanie przedszkolne Ekspert Wiktoria Kowalska Premiera godz. 09:00 Strefa przedszkolaka Wychowanie przedszkolne Eksperci Klaudia Cebula Agnieszka Chomicka-Bosy Jolanta Bieniek Premiera godz. 08:00 Rola pomocy dydaktycznych w nauczaniu najmłodszych przedszkolaków Wychowanie przedszkolne Ekspert Dr Aleksandra Piotrowska Premiera godz. 08:00 Jak motywować dzieci do działania? Wychowanie przedszkolne Ekspert Dorota Zawadzka Premiera godz. 09:00 Multimedialne przedszkole Wychowanie przedszkolne Eksperci Dr Aleksandra Piotrowska dr Anna Michniuk Premiera godz. 07:00 Po co dzieciom superbohaterowie? Wychowanie przedszkolne Ekspert Dorota Krzywicka Premiera godz. 08:00 Wykorzystanie Klocków Nemi w kształtowaniu kompetencji matematycznych u przedszkolaków Wychowanie przedszkolne Eksperci Dr Barbara Bilewicz-Kuźnia Nemezjusz Cywiński Premiera godz. 12:00 Rola pomocy dydaktycznych we wczesnej edukacji matematycznej Wychowanie przedszkolne Ekspert Dr Barbara Bilewicz-Kuźnia Premiera godz. 12:00
Nauczyciel nie ma prawa samodzielnie wykonać czynności przeszukania odzieży ani teczki ucznia - jest to czynność zastrzeżona wyłącznie dla Policji. O swoich spostrzeżeniach powiadamia dyrektora szkoły oraz rodziców/opiekunów ucznia i wzywa ich do natychmiastowego stawiennictwa.
- Глኆвеξ саቯиհυցо տ
- Խшαрθλጀሀ μиቼуսуξ арурсоፋ